Roman holiday: the adventure starts tomorrow

BeFunky_DSC08756.jpg

Podróżowanie ma na mnie prawie tak samo zbawienny wpływ jak czytanie książek. Kiedy długo nie mam w ręku żadnej powieści czuję się jakby z tyłu głowy zamykały mi się takie małe drzwiczki, które choć niewielkie to odgrywają dużą rolę w wentylacji wyobraźni. Podobnie jest z wyjazdami. W ciągu roku staram się odbywać przynajmniej dwa. Nowe miejsca sprawiają, że czuję się jak dziecko. Wszystko mnie ciekawi, baczniej obserwuję otoczenie, potrafię lepiej cieszyć się dosłownie każdą chwilą. Potrafię też być bardziej wytrwała.

[for English scroll down]

Uświadomiłam sobie to dzisiaj, kiedy po zmroku maszerowałam trzeci kilometr żeby dostać się do metra z mieszkania, które wynajmuję w Rzymie. W pewnym momencie skończył się chodnik i trzeba było iść poboczem jezdni, po której śmigały pędzące samochody. Żwir chrzęścił pod nogami, światła reflektorów raziły w oczy, dźwięk mijających samochodów popędzał do szybszego kroku. Czy w Warszawie chciałoby mi się bawić w takie błądzenia? Nie. Raczej wzięłabym autobus. Cieszę się, że jednak tego nie zrobiłam, bo wtedy nie znalazłabym świetnego sklepu z antykami, który zamierzam jutro odwiedzić.

A teraz, zaopatrzona w najnowszy numer francuskiego Art&Decoration (bo Elle Decor nie udało mi się póki co znaleźć), siedzę w urządzonym z gustem mieszkaniu na przedmieściach Rzymu i zajadam się przepysznym arbuzem. W tle leci składanka The Doors. Za oknem szemrze uliczna fontanna. Powoli planuję jutrzejszy dzień. Najpierw muzeum sztuki nowoczesnej, potem spacer w okolicach Panteonu. Może nawet pozwolę sobie na czekoladowe gelato. Ach, no i ten antykwariat.

Wniosek z tego wszystkiego płynie bajecznie prosty i równie bajecznie banalny: nie ma na świecie nic lepszego od podróżowania. No, może poza podróżowaniem w odpowiednim towarzystwie. Ale o tym napiszę może już innym razem.

Tymczasem jutro zapoznam Was z moim ważnym wycieczkowym rytuałem i związanymi z nim dwoma nowymi nabytkami.

***

I think traveling has on me almost the same strong impact as reading books. If I don’t read for a longer period of time, I feel that a little window on the back on my head – closes. The size doesn’t matter in this case, cause the small window ventilates my imaginary just fine. And we all know, repeating after Einstein – that imagination is more important than knowledge. I feel the same about travels. They bring up my inner child. Keep me more interested in what is around me. Make me happy and more focused on the present and things that are important. They also help me to stay persistent.

I came up with this today during a late night march. I was trying to find a metro station. Suddenly, there was no pavement and we had to walk on a street with racing cars. The sound of gravel under my feet, the sound of cars passing by, the adrenaline of being in a little danger. Would I decide on such err while being in Warsaw? Probably not. Probably, I would take a bus. I am happy I didn’t this time, cause then I wouldn’t find this great antique shot I plan on visiting tomorrow.

And now, with the newest issue of French magazine Art&Decoration on my laps and a watermelon on my plate I listen to the greatest hits of The Doors. I am in a really nice furnished apartment in Rome and try to figure out what to do the next day. First museum of contemporary art, then a walk around Pantheon, later maybe gelato. Oh, and of course the mentioned antique shop.

The conclusion to all this is pretty simple and as much banal: there is nothing better in the world than traveling. Except for the traveling with a right person. But that is something I should probably write about some other time.

In the meantime, tomorrow I will tell you about my secret traveling routine and two new ‚ins’ bounded up with it.

 

Dodaj komentarz